Przyzwolenie jest upokarzające dla nauczycieli i szybko prowadzi do wypalenia
Czego doświadczył Norbert? Na pewno nie współpracy, a jeżeli już, to tylko przez chwilę. Zamiast tego usłyszał litanię słów, a zobaczył niewiele czynów. Opierając się na takim doświadczeniu, nie ma zbyt wielu powodów, aby traktować serio zasadę pani Paruzel w kwestii przeszkadzania. Przyzwalający nauczyciele próbują coraz to nowych taktyk werbalnych, aby nakłonić swoich uczniów do współpracy. Wielokrotnie powtarzają, przypominają, ostrzegają, dają drugą szansę, proszą, obiecują, targują się, przekupują, spierają się, dyskutują, analizują, pouczają – wypróbowują różnorodne formy słownej perswazji. Konsekwencje, o ile w ogóle się pojawiają, są wyciągane z reguły zbyt późno lub są nieefektywne. W chwili, gdy wszystko zostało już powiedziane i zrobione, nauczyciele z reguły zdążyli sprzeniewierzyć się swoim zasadom i zaprzeczyć własnemu autorytetowi lub zupełnie go zaprzepaścić. W rezultacie dzieci często stawiają na swoim. Przyzwolenie jest upokarzające dla nauczycieli i szybko prowadzi do wypalenia się. Jako podejście w nauczaniu zasad zachowania, jest dużo gorszą metodą niż karanie, zarówno dla dorosłych, jak i dla dzieci. Tą metodą nie można osiągnąć żadnego z naszych podstawowych celów wychowawczych. Przyzwolenie nie ukraca nieodpowiedniego zachowania, nie uczy odpowiedzialności ani przestrzegania zasad czy uznawania autorytetu, nie dostarcza dzieciom informacji, których potrzebują, aby dokonać możliwego do zaakceptowanie.